Obejrzawszy ten film przypomniałam sobie czemu nie oglądam niektórych gatunków
filmowych. Z zasady nie oglądam komedii romantycznych, bo ten gatunek filmowy jest nie dla
mnie. Większość z nich wykorzystuje ten sam utarty schemat. Czemu zatem obejrzałam ten
film?

Po pierwsze - niezły trailer.
Po drugie - ślepo zaufałam Filmwebowi, który klasyfikuje ten film jako komedio-dramat.

Chciałam zauważyć, że film z komediodramatem, w moim odczuciu, ma niewiele wspólnego.
Jest to po prostu kolejna do bólu przesłodzona i przewidywalna komedia romantyczna. W
dodatku mało zabawna. Czuję się nieco oszukana.

I za co nominacje do Oscarów i innych tym podobnych nagród? Za przewidywalność? Czy za
przesłodzony happy end?

Dochodzę do wniosku, że Lawrence prawdopodobnie zgarnęła Oscara za przyjemność z
patrzenia na nią i wzbudzenie ogólnej sympatii widzów, ponieważ mąż granej przez nią
bohaterki zginął (problem z oddzieleniem prawdy od fikcji). Ładna kobieta, zgrabna i fajnie się
porusza, ale nie rozumiem za co ten Oscar? Może za parę wykrzyczanych słów i kilka łez? Choć
Oscary chyba już dawno straciły swój prestiż i pewnie to wiele tłumaczy. Jeśli już ktoś z obsady
miałby dostać Oscara to jednak obstawiałabym Coopera.

Proszę nie zrozumieć mnie nazbyt opacznie. To nie tak, że ja nie dzierżę historii miłosnych.
"Forrest Gump" dla przykładu to przecież film, w którym w zasadzie chodzi o miłość Forresta do
Jenny, a to mój ulubiony film i wzrusza mnie za każdym razem. Są nawet filmy z romansem i
happy endem, które bardzo lubię np. "Spacer po linie", czy "Lepiej być nie może", bo są to po
prostu niezłe filmy (oczywiście to moje odczucia).

Natomiast ten film to kolejny banał. Nic a nic nie wniósł do mojego życia, a już na pewno nie
poradził jak myśleć pozytywnie (gwoli ścisłości to jest sarkazm). Jeśli chodzi o formę rozrywki
to również bardzo średnio. Ot, dobra zapchajdziura jeśli człowiek się bardzo nudzi. Co kto lubi,
mnie niestety film jedynie zirytował. A szkoda.